DT News - Poland - Wywiad: "Lubię mieć kontrolę nad tym, co robię, uczę się na własnych doświadczeniach”

Search Dental Tribune

Wywiad: "Lubię mieć kontrolę nad tym, co robię, uczę się na własnych doświadczeniach”

śro. 9 października 2019

ratować

O wyzwaniach laseroterapii w dziedzinie stomatologii dziecięcej rozmawiamy z lek. stom. Agnieszką Milc – specjalistką pedodoncji i ekspertem w zakresie stosowania urządzeń laserowych w tej dziedzinie.

Jakie były początki Twojej pracy z laserem i jak zaczęła się ta „laserowa droga” w Twoim rozwoju zawodowym?

Pierwszym impulsem była konieczność wymiany sprzętu, który był już stary. Wymiana stała się konieczna, bo dotychczasowy funkcjonował kilkanaście lat, a chciałam pracować na odpowiednim poziomie, wychodząc naprzeciw rosnącym oczekiwaniom pacjentów. Równolegle z poszukiwaniem odpowiednich ofert zakupu, zaczęłam szukać też źródeł finansowania, m.in. dotacji, także unijnych. Po przejrzeniu setek stron w internecie, zadzwoniłam do Michała Madeja – eksperta w dziedzinie laserów medycznych, od którego dostałam ciekawą ofertę zakupu lasera. Złożenie wniosku, przejście przez kolejne procedury związane z ubieganiem się o dotację, oczywiście, trochę trwały. W tzw. międzyczasie dostałam też z firmy BTL propozycję udziału w szkoleniu przedzakupowym, żebym mogła zobaczyć, dotknąć, spróbować pracy z tym urządzeniem – przekonać się o słuszności lub braku sensu podjętej decyzji. Pojechałam na szkolenie do dr Beaty Soś do Kielc, na którym miałam okazję wypróbować laser w niemal wszystkich dziedzinach stomatologii i niektórych zabiegach medycyny estetycznej. Po powrocie wiedziałam już na pewno, że muszę mieć to urządzenie.

Pozostało zatem tylko kupno…

W zasadzie tak, ale pojawił się problem, bo koszt urządzenia jest niemały, a dotacji nie dostałam, ponieważ okazało się, że laser nie jest tak bardzo innowacyjnym urządzeniem, jak mi się wydawało. Zupełnie się tego nie spodziewałam, byłam przekonana, że ta dotacja zostanie mi przyznana, a wniosek jest wyłącznie formalnością. Długo biłam się z myślami, bo miałam świadomość przyjęcia na siebie długoletniego, znacznego zobowiązania finansowego, ale w końcu podjęłam decyzję o zakupie. Później były szkolenia pozakupowe w Laskach pod Warszawą u dr. Piotra Roszkiewicza i nabywanie doświadczenia codzienną pracą. Podczas szkoleń od samego początku brakowało mi zagadnień związanych z leczeniem dzieci i zębów mlecznych. Na konferencjach jest podobnie, w piśmiennictwie też trudno znaleźć takie przypadki. W Polsce nie ma, za granicą niewiele, musiałam więc zacząć próbować sama – z ogromną ostrożnością i świadomością, że nie ma miejsca na błędy. Modyfikuję parametry, zbieram doświadczenia, obserwuję moich pacjentów. Nie zauważyłam do tej pory przypadków wypadania wypełnień, nieszczelności brzeżnych czy innych niepowodzeń tego leczenia. Wielu cennych rad udzielił mi też dr Michał Nawrocki, sporo się od niego nauczyłam.

Wykonujesz także zabiegi chirurgiczne z użyciem lasera u dzieci. Na czym polega wyższość tej metody nad tradycyjnym zabiegiem ze skalpelem i szyciem?

Rozmawiając z innymi lekarzami dentystami, a zwłaszcza z chirurgami, zawsze słyszę, że lepiej jest przeprowadzić zabieg podcięcia wędzidełka z użyciem skalpela, bo tylko wtedy jest gwarancja ponownego niezarastania tkanki. Wydaje mi się, że te opinie wynikają z braku doświadczenia, ale i braku wiedzy. Często osoby te mają na myśli laser diodowy, który przecież działa w zupełnie inny sposób. W mojej praktyce nigdy nie zdarzyło się, żeby wędzidełko podcięte laserem erbowym zarosło, nie znam też takich przypadków u innych lekarzy. 

Jakie były Twoje obawy związane z leczeniem laserowym na początku pracy z tym urządzeniem?

Największe obawy wynikały z braku doświadczenia, niepewności, ale także świadomości mocy i możliwości, jakie daje laser. Bałam się, czy zastosuję odpowiednie parametry i ustawienia urządzenia. Laser trzeba zrozumieć, wiedzieć jak działa, znać zastosowane w nim prawa fizyki. Kiedy na początku, pracując, czytałam i tę fizykę starałam się zrozumieć, jeszcze bardziej pogrążałam się w niewiedzy i zniechęceniu. Teraz jest inaczej, znacznie lepiej – rozumiem fizykę laserów, potrafię dostosować, przeliczyć parametry i zastosować odpowiednie w różnych przypadkach.

Dlaczego, Twoim zdaniem, tak mało jest w Polsce i na świecie, dostępnych źródeł i piśmiennictwa na temat laserów w stomatologii dziecięcej? Czy to bardziej wina znikomej popularności pedodoncji i obawy przed nią wśród lekarzy dentystów czy może ich strach przed tak zaawansowanym technologicznie urządzeniem? A może oba te czynniki?

Powszechnie panuje opinia, że stomatologia dziecięca jest trudna. Dla mnie nie jest. Wiele jest też opinii, że to dziedzina zupełnie nieopłacalna, bo – nie wiadomo dlaczego, świadczenia z tego zakresu powinny być dla pacjenta tańsze. A dlaczego tańsze? Czy wykonujemy to mniej starannie? Gorzej? Czy poświęcamy mniej czasu, lecząc dzieci? Mniej musimy się uczyć, by umieć to robić? Jeśli nie, to leczenie zębów dziecka powinno kosztować tyle samo, co leczenie zębów dorosłego. Wiele razy słyszałam: po co w ogóle być stomatologiem dziecięcym, ty to nigdy na życie nie zarobisz… A ja jestem ogromnie dumna z tego, że leczę dzieci! 

Mam wrażenie, że lasery w stomatologii, nie tylko w Polsce, wykorzystywane są do wszystkiego, do czego się da: w chirurgii, implantologii, endodoncji, periodontologii, estetyce, zabiegach profilaktycznych i higienicznych, tylko nikt nie przyznaje się do stosowania ich w stomatologii zachowawczej. A od tego trzeba zacząć, bo jeśli odpowiednio zadziałamy zachowawczo, to jesteśmy w stanie przez długie lata utrzymać własne zęby pacjenta. O to najbardziej w całej stomatologii przecież chodzi! Może powodem jest też fakt, że przy pracy w tkankach twardych zużycie lasera jest największe i z tego powodu laseroterapia w leczeniu zachowawczym jest mało opłacalna. 

Praca z dziećmi nie bywa frustrująca? To często tzw. trudni pacjenci…

Ja nie mam z nimi większych problemów – ci pacjenci są ciekawi wszystkiego, co się dzieje, chcą rozmawiać, pytają, a poza tym leżą, otwierają buzie, czego więcej trzeba? Dużo większe problemy zdarzają się z rodzicami… Praca z dziećmi, z użyciem lasera jest komfortowa, szybka, niemal bezbolesna dla pacjenta. Kłopotem jest rozmiar okularów ochronnych, żaden z producentów laserów i akcesoriów do nich nie pomyślał do tej pory, że głowa dziecka jest mniejsza i te okulary są po prostu za duże i za ciężkie. Alternatywy jednak nie ma. 

Zaczęłaś również wykorzystywać laser w zabiegach medycyny estetycznej.

Tak, od niedawna pracuję laserem, wykonując zabiegi estetyczne na twarzy, usuwanie nadmiernego owłosienia, redukcję blizn i przebarwień, zamykanie naczynek, powiększanie ust czy leczenie grzybic. Efekty są bardzo dobre, czasem tylko niektórzy pacjenci nie rozumieją, że aby ten efekt uzyskać, nie wystarczy jeden zabieg. 

Dlaczego stomatologia laserowa w Polsce jest tak mało jeszcze popularna?

Większość stomatologów nie wie o laserach nic albo prawie nic. Nie mamy, na razie przynajmniej, dostępu do zbyt wielu publikacji czy prezentacji przypadków. Być może w innych dziedzinach jest lepiej, ja nie znalazłam w polskim piśmiennictwie ani jednej publikacji, która w jakikolwiek sposób pomogłaby mi rozwiać moje wątpliwości związane z zastosowaniem lasera w leczeniu zachowawczym zębów mlecznych, stałych niedojrzałych i potem stałych. Gdybym była endodontą, chirurgiem czy periodontologiem, zapewne byłoby mi łatwiej, bo w tych dziedzinach znane są procedury, protokoły, gotowe ustawienia lasera, ja muszę do tego wszystkiego dojść sama. Z drugiej strony, to jest właśnie rozwój, bo wiele się uczę, choć wciąż mam pewien niedosyt. Nie bez znaczenia dla rozwoju stomatologii laserowej w Polsce jest też cena samego urządzenia.

A tymczasem… małe miasto Pajęczno, niezbyt zamożne w porównaniu z innymi miastami społeczeństwo, a w nim kilkustanowiskowy, piękny i dobrze wyposażony gabinet, bardzo drogie urządzenie laserowe, zupełnie niepopularna specjalność, jaką jest stomatologia dziecięca i jeszcze kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. Jak w tym wszystkim możliwy jest sukces?

Moja praca jest moją pasją. Mam cierpliwość do dzieci i lubię to, co robię. Rozmawiam z pacjentami, pokazuję co można zrobić, jak i czym. Tłumaczę, że przeprowadzając badanie lusterkiem, mogę czegoś nie zauważyć, a używając lasera diodowego do diagnozowania próchnicy, z pewnością nie przeoczę nawet najmniejszych zmian demineralizacyjnych w szkliwie. Te argumenty do pacjentów trafiają. Oczywiście, daję im wybór, nie mogę niczego narzucać, nie mogę sama decydować. Efekt jest jednak taki, że dzieci, które wcześniej niechętnie współpracowały, przy leczeniu laserem są wzorowymi pacjentami. Niemal zupełnie mogłam też zrezygnować z leczenia przy zastosowaniu sedacji wziewnej. Dźwięk turbiny i drgania przenoszone z mikrosilnika są czymś, czego dzieci znacznie bardziej się boją niż dźwięku i woni, będących efektem użycia lasera. 

Warto kupić laser i nauczyć się pracy tą technologią?

Oczywiście! Robię coś, co robią nieliczni. Lubię robić rzeczy, których inni nie robią! Uczę się czegoś nowego, rozwijam się. Mam komfort pracy, ale też komfort moich pacjentów ma ogromne znaczenie. Dzieci przestają się bać i współpracują. Jest to także świetna inwestycja dla mojej praktyki, bo to coś unikalnego – mam coś, czego nie mają inni, mogę być konkurencyjna. Niektórzy z samej ciekawości przychodzą, sprawdzają czy to działa. A to działa! I właśnie dlatego podjęłam decyzję o nowej inwestycji i zakupiłam kolejny laser Er:YAG!

Rozmawiała: Marzena Bojarczuk

 

 

advertisement
advertisement